Posłuchaj odcinek
Inne platformy:
Z tego podcastu dowiesz się o:
- Co dalej z inflacją na świecie i cenami surowców?
- Jak zmieniła się Polska przez ostatnie lat?
- Jak zadbać o swoją emeryturę?
Transkrypcja:
Dzień dobry, z tej strony Wojciech Kiermacz z NN Investment Partners TFI, zapraszam na Cotygodniowy Flash Rynkowy.
Nadzieje, że inflacja jest blisko szczytu i że banki centralne staną się mniej jastrzębie (czyli zwolnią z podwyżkami stóp procentowych), doprowadziły do odbicia na rynkach akcji w ostatnim tygodniu. Dalsze łagodzenie polityki i zniesienie restrykcji w Chinach również pomogło złagodzić obawy o globalny wzrost gospodarczy. No ale wojna na Ukrainie jest daleka od końca, a Rosja nadal jest zdeterminowana, by blokować ukraiński eksport zboża, więc zakłócenia na światowych rynkach żywności i energii będą kontynuowane. Ponadto, podczas unijnego szczytu w Brukseli uzgodniono, że Unia Europejska docelowo całkowicie zrezygnuje z importu rosyjskiej ropy. Embargo wywoła dodatkowe napięcia na tym rynku i to w czasie, gdy chińska gospodarka odzyskuje impet po zniesieniu sankcji. W związku z tym ceny surowców mogą pozostać wysokie, a wraz z nimi globalna inflacja.
Dlaczego rynki spadają w tym roku?
Póki co w tym roku surowce (rozumiane bardzo szeroko) są jedną z nielicznych klas aktywów, które po prostu rosną. Większość rynków akcji i obligacji notuje głębokie przeceny. Dla przypomnienia – ta sytuacja wynika z miejsca w cyklu koniunkturalnym w jakim aktualnie znajduje się światowa gospdarka. Jesteśmy po latach ożywienia gospodarczego, napędzanego bardzo łagodną polityką monetarną banków centralnych. Ale pandemia, a następnie atak Rosji na Ukrainę sprawiły, że ceny surowców i inflacja ruszyły z kopyta i banki centralne w końcu musiały skończyć z polityką w stylu gołębim. Koniec tzw. luzowania ilościowego i podwyżki stóp procentowych to zła wiadomość nie tylko dla kredytobiorców, ale też dla rynku akcji i obligacji.
Światu może należeć się odpoczynek w tym szaleńczym pościgu za wzrostem. I dlatego większość analityków i obserwatorów rynkowych jest zgodna co do tego, że przed nami co najmniej wyraźne wyhamowanie, a w najgorszym wypadku recesja. Nie sposób tego przewidzieć, bo jest za dużo zmiennych – gdzie zatrzyma się inflacja, czy banki centralne nie przesadzą, jak i kiedy zakończy się wojna na Ukrainie, no i czy pandemia to już przeszłość. Dlatego jest to trudny czas do oszczędzania i inwestowania. W naszych podcastach często podkreślamy, że w takiej sytuacji warto dywersyfikować swoje portfele o różne klasy aktywów oraz być regularnym w inwestowaniu, co jest prostą metodą na uśrednianie ceny zakupu, czyli ograniczanie ryzyka wejścia na rynek w najmniej odpowiednim momencie.
Inflacja w Polsce nie powiedziała ostatniego słowa
Tymczasem z polskiej gospodarki napłynęło sporo ciekawych danych. Weźmy chociażby szybki odczyt inflacji konsumenckiej w maju. Według GUS wyniósł on 13,9%, nieco wyżej od oczekiwań rynkowych. Jak zauważają ekonomiści z Banku Pekao bardziej niepokojące są szacunki tzw. inflacji bazowej (czyli po wyłączeniu cen energii i żywności). Według nich w maju wzrosła do ok. 8,5% i to może bardzo niepokoić Narodowy Bank Polski i Radę Polityki Pieniężnej. Prawdopodobna jest kolejna podwyżka stóp o jeden punkt procentowy. Obecnie główna stopa referencyjna wynosi 5,25%, co oznacza, że wciąż jest wyraźnie niżej niż poziom inflacji, również tej bazowej.
Poznaliśmy także dane o polskim produkcie krajowym brutto. W I kwartale wyniósł on 8,5%. Całkiem nieźle, prawda? Cóż, gdy spojrzymy na to, co było motorem napędowym polskiej gospodarki, okaże się że wyraźnie przed konsumpcją i inwestycjami, były to zapasy. O co chodzi? Ekonomista Ignacy Morawski ocenia, że firmy wypełniają swoje magazyny, bo boją się o braki kompentów i dalszy wzrost cen. I jest to samospełniająca się przepowiednia, bo taki run na towary faktycznie nakręca wzrost. Prawdopodobnie jest to jednak przejściowa sytuacja. W kolejnych kwartałach pozytywny efekt zapasów nie będzie już tak widoczny i czeka nas wyhamowanie wzrostu PKB.
Zwolnienie sugeruje też wskaźnik PMI, obrazujący wskaźnik aktywności w przemyśle.
10 lat zmian w polskiej gospodarce
Na koniec – jak zmieniła się Polska przez ostatnią dekadę? Na pewno znajdą się wśród nas malkontenci, ale jak wynika z publikacji „Polska w liczbach”, autorstwa Głównego Urzędu Statystycznego, zmiany na lepsze, przynajmniej w gospodarce, widoczne są gołym okiem.
Produkt krajowy brutto na 1 mieszkańca, wyrażony w cenach bieżących, w przeciągu 10 lat wzrósł niemal dwukrotnie. Dwukrotnie wzrósł też dochód rozporządzalny na 1 osobę w gospodarstwie domowym. Z ciekawostek, w 2010 roku mieliśmy zaledwie 1,5 tys. km dróg ekspresowych i autostrad. A na koniec ubiegłego roku było to już prawie 3 razy więcej.
Niekorzystne zmiany demograficzne
Ale jest też druga strona medalu. Niekorzystne zmiany demograficzne. Od 30 lat jest nas mniej więcej tyle samo – 38 mln. Ale coraz większy udział w tej liczbie mają osoby w wieku poprodukcyjnym i coraz mniejszy osoby młode. Co to oznacza? Że ze składek obecnie pracujących coraz więcej osób starszych ma wypłacane emerytury państwowe, w ramach tzw. I filaru. I te emerytury w stosunku do przeciętnych wynagrodzeń będą systematycznie spadać.
O ile dziś świeżo upieczeni emeryci mogą liczyć na to, że z ZUS otrzymają świadczenie odpowiadające ponad połowie ich przeciętnego wynagrodzenia, o tyle dzisiejsi millennialsi muszą się liczyć z tym, że za 30-40 lat będą otrzymywać z ZUS mniej niż 30% przeciętnego wynagrodzenia.
Wszystkie kraje rozwinięte mierzą się z tego typu problemem i w żadnym emerytura państwowa nie jest jedynym źródłem dochodu na starość. Jak wynika z danych OECD, w krajach o najlepiej ocenianych systemach emerytalnych na świecie, a więc w Niderlandach, Danii, Kanadzie, Australii czy Nowej Zelandii świadczenia społeczne nie przekraczają nawet połowy dochodów na starość. Reszta to przede wszystkim prywatne oszczędności, w tym pracownicze programy emerytalne.
IKE, IKZE, czyli jak zadbać o swoją emeryturę
Wielu z nas łupie w krzyżu na sam dźwięk słowa emerytura. Niby wiemy, że warto zadbać o jej finansowy aspekt, ale nie do końca wiemy, jakie konkretnie działania podjąć, a poza tym to przecież jeszcze dużo czasu.
Czas szybko minie, więc warto zacząć działać metodą małych kroków. W Polsce od lat funkcjonują programy służące oszczędzaniu i inwestowaniu pieniędzy z myślą o emeryturze. Na przykład pracownicze – PPE i PPK. Są również indywidualne konta emerytalne IKE i IKZE. Jeśli chodzi o dwa ostatnie mogą być oferowane w formie zwykłej lokaty bankowej, ubezpieczenia, rachunku maklerskiego czy funduszy inwestycyjnych. Obydwa oferują bardzo ciekawe ulgi i zwolnienia podatkowe. Na przykład to, co wpłaci się na IKZE w danym roku kalendarzowym obniża podstawę podatku PIT za ten rok. Można powiedzieć, że to swoisty „cashback” od urzędu skarbowego.
Najbardziej powszechną w Polsce formą IKZE są te w ramach funduszy inwestycyjnych. W większości towarzystw konto można założyć bezpłatnie, całkowicie zdalnie. W NN Investment Partners TFI IKE i IKZE można prowadzić w formie tradycyjnych funduszy, ale również w formie funduszy cyklu życia Perspektywa. To ciekawe rozwiązanie, które zmienia się wraz z inwestorem. Na początku drogi, gdy jesteśmy młodzi, udział instrumentów takich jak akcje (czyli o wyższym poziomie ryzyka) jest proporcjonalnie wyższy od instrumentów takich jak obligacje (czyli o znacznie mniejszej zmienności). Wraz ze zbliżaniem się do tzw. daty docelowej (widocznej w nazwie funduszu) udział części akcyjnej spada na rzecz części obligacyjnej. Przyszły emeryt nie musi sam zmieniać składu portfela swojej inwestycji.
To wszystko na dziś, do usłyszenia za tydzień.
06.06.2022
Podziel się: